Opinie pacjentów

Opinie pacjentów

Mam w sobie siłę do pokonania choroby.

Początek tego roku był dla mnie koszmarem. Rutynowe badanie USG jamy brzusznej wykonane w lutym tego roku wykazało zmianę nowotworową w okolicach lewego nadnercza, którą wg lekarzy z Centrum Onkologii należało poddać natychmiastowej operacji. Nie chciałam się na nią zgodzić, bałam się, gdyż czułam, że na wycięciu tylko tego guza się nie skończy. Zaczęłam szukać pomocy u bioterapeuty oraz w Instytucie Operacji Fantomowych w Szczecinie.
Początek tego roku był dla mnie koszmarem. Rutynowe badanie USG jamy brzusznej wykonane w lutym tego roku wykazało zmianę nowotworową w okolicach lewego nadnercza, którą wg lekarzy z Centrum Onkologii należało poddać natychmiastowej operacji. Nie chciałam się na nią zgodzić, bałam się, gdyż czułam, że na wycięciu tylko tego guza się nie skończy. Zaczęłam szukać pomocy u bioterapeuty oraz w Instytucie Operacji Fantomowych w Szczecinie. Niestety pomimo dwóch zabiegów na fantomach oraz cotygodniowych sesji u bioterapeuty zamiast spodziewanej likwidacji nowotworu doczekałam się tylko jego gwałtownego wzrostu. W końcu, w maju, gdy poddałam się operacji guz osiągnął już rozmiar ponad 20 cm. Była to pojedyncza zmiana, ale w trakcie operacji usunięto mi także lewą nerkę, ponieważ guz naciekał w jej kierunku.

Po operacji czułam się bardzo źle. Nie mogłam jeść, nie tylko nie miałam apetytu, ale nękające mnie mdłości i wymioty, a także bóle w jamie brzusznej nie pozwalały mi odzyskać sił i powrócić do zdrowia. Siły zaś opuszczały mnie w zastraszającym tempie. W domu praktycznie nic już nie robiłam. Przestałam gotować, sprzątać, nic mnie nie obchodziło poza tym bym mogła się szybko położyć. Jedynie do pracy wstawałam normalnie. Z trudem ubierałam się, myłam, a mąż albo syn odwozili mnie do biura. Po powrocie znowu kładłam się na kanapę i zostawałam tam do rana. Obiady robił mąż, śniadania i kolacje mąż, zakupy mąż, itd... Ja nie miałam siły na wyjście z domu, spacer po ogrodzie wydawał mi się zbyt dużym wysiłkiem, do tego te mdłości i wymioty, coś okropnego...

Czułam, że życie ze mnie ucieka, a ja po równi pochyłej zjeżdżam wprost do otwartego grobu, który już dla mnie wykopano... W końcu udało mi się namówić lekarza z centrum Onkologii, aby wcześniej niż zamierzał wykonał mi badanie USC jamy brzusznej (od operacji minęło dopiero dwa miesiące!). Na badanie ledwo się dowlokłam. W poczekalni było duszno, tłum ludzi, mało nie zemdlałam. W końcu doczekałam się swojej kolejki, ale już po chwili, w trakcie badania widząc minę mojego lekarza wiedziałam, że ze mną jest bardzo źle. Wreszcie lekarz, patrząc na mnie z wyraźnym smutkiem powiedział, że nowotwór się rozsiał, że mam przerzuty do śledziony, wątroby, i nie wiedzieć gdzie jeszcze. Badanie płuc potwierdziło także liczne drobne guzki w obu płucach.

Świat mi się zawalił!.. To już koniec - pomyślałam, - co będzie z moimi dziećmi? Kto będzie ich doglądał, patrzył jak rosną, dojrzewają, przecież potrzebują matki do rady i pomocy ... Co z moimi planami na przyszłość... nie ma już dla mnie przyszłości, jest tylko rak, cierpienie i poczucie krzywdy, a przecież zawsze starałam się być dobrym człowiekiem, zdrowo się odżywiać, być dobrą córką, matką, żoną, sumiennym pracownikiem, itd... Co zrobiłam nie tak w swoim życiu? Dlaczego jest tak jak jest?
Jako dalsze leczenie przepisano mi chemioterapię. Miałam przychodzić raz w tygodniu. Prowadzący lekarz nie dawał mi zbytnich nadziei na wyleczenie. Skuteczność chemioterapii w moim przypadku określił na góra 30 procent. To stwierdzenie nie podbudowało mnie zbytnio. Dalej po powrocie do domu leżałam na kanapie bez sił, w nocy płakałam, nie mogłam spać, a mdłości i wymioty nękały mnie nadal. Godzinami dręczyłam się moją sytuacją, szukałam przyczyny, błędu popełnionego w życiu, za który zapewne ponoszę zasłużoną karę, martwiłam się rodzicami, przecież to ja powinnam ich pochować, a nie oni mnie - myślałam, jak zniosą moją śmierć moje dzieci, zwłaszcza to młodsze! Jak mu wytłumaczyć, że mama już nigdy nie zasiądzie z nim przy stole, czy też nie uśpi go wieczorem... Rodzina załamywała nade mną ręce, kazali walczyć z chorobą, bo nie ma nic gorszego od poddania się w takiej sytuacji losowi. - Musisz, żyć dla dzieci - mówili - walcz! Łatwo powiedzieć..., kiwałam głową, obiecywałam, ale jak to zrobić?... Nie miałam sił, nie potrafiłam znaleźć jednej dobrej myśli, która podtrzymywałaby mnie na duchu. Jedynie rozpacz, strach i natrętne pytania, czemu to właśnie ja, czym sobie zasłużyłam... I moja wielka samotność, człowiek jest w takich chwilach ogromnie samotny. Nikt i nic nie jest w stanie mu pomóc... "Pełno nas, a jakby nikogo nie było..." - te słowa poety nabrały dla mnie nowego wymiaru. Nie, nie umiałam walczyć, poddałam się kompletnie zaistniałej sytuacji, rozpaczałam, chociaż było to najgorsze, co mogłam zrobić.

W końcu, moja kuzynka widząc, w jakim jestem stanie, przypomniała sobie o pani profesor Szulc oraz jej uczniu panu Wojtku Góreckim, który metodą biostymulacji przywraca do życia alkoholików, narkomanów, samobójców... Miała w rodzinie kogoś, kto korzystał z terapii pana Wojtka z dobrym skutkiem. Zadzwoniła do gabinetu, przedstawiła moją sprawę i bardzo szybko umówiła mnie na pierwszą wizytę.

Pojechałam tam z mieszanymi uczuciami, raczej przez grzeczność dla kuzynki niż faktycznie z jakąkolwiek nadzieją, w końcu korzystałam już z pomocy bioterapeuty i skutek był właściwie odwrotny. Ale metoda pana Wojtka jest zupełnie inna. W trakcie krótkiej wizyty następuje przekazanie sugestii do podświadomości pacjenta wzmacniające wiarę we własne możliwości, pozostawiające w psychice obraz zdrowego i silnego ciała. Już po pierwszym zabiegu odczulam dobroczynne działanie tej metody. Mimo tylko 10-minutowego seansu po wyjściu z gabinetu odczułam wewnętrzny spokój tak, jakby ktoś zdjął mi z kłopoty z głowy i odstawił na bok. Nie myślałam już tak intensywnie o mojej beznadziejnej sytuacji, wiedziałam, że jestem chora na raka, ale to słowo "oswoiło się" i mogłam je wymówić głośno wobec osób trzecich bez zalewania się łzami.

Do gabinetu pana Wojtka trafiłam pod koniec lipca. Od tej pory uczęszczam na seanse biostymulacji dwa razy w tygodniu. Po każdej wizycie czuję się lepiej i lepiej! Oczywiście uczęszczam też na chemioterapię. Znoszę ją nieźle, nie wymiotuję, śpię w nocy, jem normalnie, pracuję. Czuję się naprawdę dobrze i powoli zaczynam myśleć nawet o przyszłości, którą mam nadzieję spędzić z moimi dziećmi, a nie jako cień na ścianie czy osoba z fotografii...

Tydzień temu wysłano mnie na badanie kontrolne USC jamy brzusznej oraz ponowne prześwietlenie płuc, wzięłam przecież 8 kursów chemioterapii i lekarze postanowili sprawdzić skutki ich działań. Szłam na te badania jak na ścięcie, z nastawieniem "oby nie było gorzej". Jakież było moje zdumienie, a także lekarza prowadzącego, gdy okazało się, że w płucach jest czysto i nie ma śladu po licznych zmianach, a w jamie brzusznej pozostała tylko jedna zmiana w wątrobie o wielkości nie większej niż 5 cm. Lekarz z Centrum Onkologii nie mógł uwierzyć własnym oczom, że w ciągu 2 miesięcy to, co było w jamie brzusznej znikło bez śladu, że została tylko jedna zmiana! Oczywiście wg Centrum Onkologii to sprawa chemioterapii, na którą tak dobrze zareagowałam, ale ja wiem swoje...

Bez pomocy Pana, Panie Wojtku me zdołałabym tak szybko stanąć na nogi. Skuteczność chemioterapii lekarze określili przecież na 10 - 30 procent, przy optymistycznej długości leczenia pół roku. A tu proszę... 2 miesiące! To, co Pan zrobił dla mnie, nie mieści się w granicach zdrowego rozsądku, bo jak to możliwe, żeby zaawansowany rak wycofał się w ciągu tak krótkiego okresu! Nie jestem jeszcze całkowicie zdrowa, ale czuję, że mam w sobie siłę do pokonania choroby, która niszczy tyle istnień ludzkich. Teraz patrzę z wiarą w przyszłość mojej rodziny i mam nadzieję na prawdziwy CUD wyzdrowienia!!!

Wypełniające mnie uczucie trudne jest do wyrażenia słowami, w każdym razie dziękuję bardzo Panie Wojtku za przywrócenie mnie rodzinie i dalszemu życiu. Życzę Panu dalszych sukcesów w tej dziedzinie, by ludzie potrzebujący pomocy tak jak ja, znaleźli ją w Pana uzdrawiających słowach.

Magdalena z Warszawy
październik 2003
Po raz pierwszy od wielu lat potrafię ...Poprzedni
Jestem zafascynowany rezultatemNastępny

zobacz również

Gabinet hipnoterapii i psychoterapii im. prof. Marii Szulc

ul. Mierosławskiego 15/1, 01-549 Warszawa

tel.: 22 839 21 61

tel. kom. 606 366 994

e-mail: info@gabinet-hipnozy.pl